
Super-nawyk żywieniowy, którego wprowadzenie da ci lepsze efekty!
Słowem wstępu. Jest wiele ważnych elementów, na które składa się zdrowe odżywianie i zdrowe życie w ogóle. Jeden nawyk żywieniowy nie sprawi nagle cudu. Nie ma drogi na skróty, nie ma też magii ani tabletek, które dadzą trwały rezultat.
Co takiego sprawia, że łatwiej realizować inne zdrowe nawyki żywieniowe?
Podjęłam pewną próbę, obserwowałam siebie, liczyłam i z moich oględzin wygląda na to, że jest taki jeden nawyk, którego wdrożenia daje od razu widoczne rezultaty, a także ma wpływ na rozwijanie innych, zdrowych zachowań.
Czy już umierasz z ciekawości?
Ale ostrzegam, to jest taki banał, iż całkiem możliwe, że klikniesz “X” i wyjdziesz. Ale zatrzymaj się, daj sobie szansę. Super nawykiem, którego wprowadzenie w życie da Ci lepsze efekty we wdrażaniu innych zdrowych nawyków jest…
r o b i e n i e z a k u p ó w.
Jestem tym zafascynowana po kokardy a poniżej opis moich fascynujących obserwacji.
Krótki opis moich przyzwyczajeń.
Opisuje tutaj własne doświadczenia i sposoby działania. Nie znaczy to wcale, że też tak masz działać. Każdy ma inny rozkład dnia, inne obowiązki i należy dopasować metody pod siebie. Uważam, że zakupy online są świetnym rozwiązaniem, zaoszczędzają mnóstwo czasu. Jeśli potrzebujesz mieć nad wszystkim kontrolę, to faktycznie ciężko będzie ci wytrzymać, że nie wybrałaś właśnie tych jabłek, które chcesz, a ktoś ci wrzucił do zamówienia takie a nie inne. Ja już dawno sobie odpuściłam i żyje mi się z tym lżej. Nigdy w swoich zakupach nie miałam warzyw czy owoców, które były zepsute, czy w jakikolwiek sposób uszkodzone.
Ja zazwyczaj robię zakupy online w sklepie Auchan lub Frisco. Dla jednej osoby starcza mi na około 2 tygodnie. Świeże warzywa i owoce dokupuję w osiedlowym warzywniaku raz na tydzień.
Dzięki przygotowaniu posiłków w sobotę i w niedzielę mam spokój do środy. Potem w czwartek i piątek wyjadam lodówkę i wtedy jem też na mieście, głównie w bistro ze zdrowym jedzeniem. Tak więc zakupy i własne posiłki nie muszą oznaczać stania w kuchni non stop.
Wyliczenia z mojego budżetu w kwietniu.
Całkowity koszt mojego jedzenia w kwietniu wyniósł 880 zł, dla jednej osoby, co daje nam średnio 220 zł na tydzień. Ja nie wiem czy to dużo czy mało. O kwotach piszę nie po to, żeby się chwalić, że mam dużo pieniędzy albo wzbudzać współczucie, że mam ich mało. Temat pieniędzy nie jest dla mnie tematem tabu i dzielę się tym, żebyś mogła porównać, z tym jak jest u Ciebie i może wysnuć jakieś konstruktywne wnioski na przyszłość. Policzyłam, że 11 razy jadłam na mieście, moim zdaniem sporo. A wynika to m.in. z tego, że ostatni tydzień przed majówką nie robiłam już zakupów i nie chciało mi się gotować, więc połowa z tych 11 wyjść odbyła się w tym ostatnim tygodniu. Pełne zakupy online zrobiłam raz i wydałam na to 250 zł.
Jedzenie na mieście.
A co do jedzenia na mieście, bo każdy może to rozumieć inaczej i nie chodzi o to, że teraz będę się tłumaczyć. Chodzi mi o to, żebyś zobaczyła co to u mnie znaczy. A więc to co jadłam na mieście, to głównie falafel w picie z warzywami i hummusem. Aż 3 razy pizza włoska, akurat w kwietniu brałam udział w biegu miejskim na 10 km, więc jedną zjadłam przed biegiem, drugą po, a trzecią, kiedyś tam w kwietniu, razem z przyjaciółką, która odwiedziła na chwilę Warszawę. Była też pokaźna sałata green falafel, krem z pomidorów i koktajl z truskawek i lawendy, ziemniaki z surówkami, pierogi ruskie i surówki. To wszystko piszę z głowy. Pamiętam to co jem, bo jestem uważna na jedzenie. Dzięki temu mój umysł odnotowuje, że jadłam. Więc nie jem ponad stan. Nazywa się to uważnością na jedzenie, której również można się nauczyć i ten nawyk żywieniowy praktykuję ze swoimi klientami.
Znajdź swój balans.
Przyznaję, że nie jem jakoś bardzo dużo, ale wynika to z faktu, że mało ćwiczę, nic intensywnego, więc moje zapotrzebowanie jest mniejsze. Mój organizm jest uregulowany, jem tyle ile potrzebuję. Moja waga jest ustabilizowana. Gdybym ominęła posiłek zaczęłaby mnie boleć głowa, oznacza to, że faktycznie jem pod linijkę. Ponadto, nie zawsze jem kolację, dużo zależy od obiadu, który zjem. Teraz to się ładnie nazywa postem kilkunastogodzinnym.
Nie bierz proszę przykładu ze mnie, bo każdy organizm jest inny i Twoim zadaniem jest świadomie wsłuchać się w niego. Czasem najzwyczajniej w świecie z braku czasu czy braku chęci jem byle co, np. kanapkę z jakimś świeżym warzywem albo jajkiem na twardo. Co przyznajmy, nie jest jakimś super wyjściem. Choć oszczędności widać od razu, to od razu widać też przy takim jałowym jedzeniu, jeśli trwa dłużej, różnicę w samopoczuciu, czy wzdęciach.
Zauważyłam, że większość moich pieniędzy zjadły wypady do restauracji (było ich 4 i wydałam na nie ok. 180 zł). Drugi w rankingu przepłacania jest lokal bistro z domowymi obiadami oraz wypady do rossmanna i delikatesów typu carrefour express czy żabka, po coś dodatkowego jak mleko roślinne, mleczko kokosowe, banany, paczkę orzechów a i tak wychodziłam z czymś więcej. W takich sklepach jest po prostu drożej.
Lodówka pełna jedzenia realizuje inne nawyki żywieniowe.
Dzięki pełnej lodówce, mam przygotowane jedzenie, a więc jem regularnie. Jest to jedzenie nieprzetworzone, bez konserwantów, składające się z wszystkich składników, których potrzebuje moje ciało i umysł. Czuję się lepiej również z tego względu, że sama dla siebie jestem dobra, odpowiedzialna, realizuję, to co postanawiam, a więc wzrasta moja wiara we własne możliwości. Przygotowanie posiłku sprawia mi przyjemność, a więc też odpoczywam, oczyszczam swój umysł.
Przygotowane jedzenie, to mniej żywieniowych wpadek.
Pełna lodówka pozwalała mi zapobiegać wpadkom, takim jak wyskok do przydomowej restauracji na zwykłą zupę krem lub makaron. Ale teraz nie zrozumcie mnie źle, że trzeba sobie wszystkiego odmawiać albo wszystko gotować samemu. Bardziej chodzi o oszczędzanie pieniędzy. Mam teraz lekkiego bzika na tym punkcie i staram się nie przepuszczać lekką ręką pieniędzy, co zdarzało mi się nagminnie i wiecznie byłam na minusie. Odkąd objęłam świadomością również swoje pieniądze, jestem zawsze dużo na plusie. Moja pomidorowa krem starcza na 3 dni i kosztuje bo ja wiem, może 10 zł, w restauracji 15 zł i tylko na raz, 300 ml. Nie chodzi o to, żeby liczyć każdy grosz ani rezygnować z wyjść. W końcu sama byłam w restauracji kilka razy. Chodzi o zwykłe dni, kiedy wracam po pracy do domu, a wymówką jest, że nie mam nic w lodówce, więc idę zjeść do restauracji. To nie jest konstruktywne działanie.
Dzięki stałym posiłkom, sycącemu jedzeniu, nie miałam rzutów na słodycze. Nie jadłam ich okrągły miesiąc, z czego jestem ogromnie dumna. W weekendy gotowałam jak szalona. Miałam więcej chęci, bo wszystko, czego potrzebowałam do przepisu czy improwizacji z mojej głowy – było w domu! Oszczędzałam więc czas, bo po prostu zabierałam się za przygotowanie potrawy. Jeśli już gotuję, to mega prosto, 3-4 składniki i 30 min. Tak jest najlepiej. Do tego ryż, soczewica jako dodatek. Zupa na 4 dni, pasta warzywna na chleb i świeże warzywa do tego, jako drugie śniadanie. Raz dokonałam niemożliwego, oczywiście w swoim mniemaniu, o tym poniżej. Uczenie się przygotowywania posiłków, innych niż do tej pory to etapy, musisz zdać sobie z tego sprawę i być dla siebie cierpliwa.
Na jakim etapie przygotowywania posiłków jesteś?
Ja zaczynałam od robienia sałatek, takich jak robi się na dietach odchudzających, dodawałam bazylię, oregano, ziół prowansalskich i było to średnio dobre, były też warzywa na patelnie, kurczak i ryż, kurczak i kasza. Różnie się to kończyło. Dopiero potem wpadłam na to, że jadłam za mało kalorii. Potem były próby zastępowania, zamiast kotleta wieprzowego z panierką, robiłam indyka bez panierki. Ilości już takie by się najeść, bez żadnych diet. Z czasem zaczęłam gotować więcej ze zdrowych przepisów z internetu. Ściśle z nimi, bo inaczej wychodziło średnio, zwłaszcza z wegetariańskimi potrawami. Potem próbowałam łączyć warzywa samodzielnie. Dużo pomogła mi wizyta w Lanckoronie, w Leśnym Ogrodzie, gdzie gospodyni tego miejsca, Renata, pokazała mi sposoby na gotowanie warzywnych dań, zgodne z indyjskimi tradycjami i używanie przypraw (nauczyłam się korzystać z przypraw, a nie jak do tej pory marne szczypty, które po prostu znikały w objętości).
Natomiast ostatnio wskoczyła mi faza na bycie bardziej ekologiczną. I w ten sposób zrobiłam w wyciskarce wolnoobrotowej sok z marchwi, a wiórki tzw. pulpę z tej marchwi, wykorzystałam do zrobienia wegańskiego paprykarza, ciasta marchewkowego i marchewkowych placuszków na słodko. Co za oszczędność. Wcześniej jakoś nie czułam by ta pulpa nadawała się jeszcze do czegoś i czy to w ogóle ma jakieś wartości odżywcze. Ale teraz, po prostu spróbowałam. W takiej pulpie jest przecież błonnik, resztki soków i co najważniejsze, nie trzeba trzeć na tarce. Na wszystko przychodzi odpowiednia pora. Potrzeba czasu, żeby do pewnych rzeczy dojść.
Mając produkty po prostu wiesz, że musisz ugotować. Przecież nie wyrzucisz. A jeśli zdarzyło mi się, coś wyrzucić, bo zdążyło się zepsuć a ja ociągałam się z wrzuceniem tego do jakiejś potrawy, to po tym nieprzyjemnym uczuciu marnowania jedzenia zostaje ślad. Następnym razem planowałam jeszcze bardziej solidnie. Człowiek uczy się na błędach.
Stare nawyki drzemią głęboko i czekają na Twoje potknięcie?
Podsumowując. Gdy nie mam w lodówce jedzenia, to nie mam przygotowanego jedzenia. A gdy chwyta głód nie ma zmiłuj. Wtedy łatwiej sięgnąć mi po kanapkę z dżemem albo samym jajkiem, wyjść do restauracji, najeść się słodyczy zamiast wartościowego jedzenia albo nawet zapić głód, np. kakao albo kawą. Jakoś o wiele łatwiej takie myśli wpadają mi do głowy. Akurat jestem już na tyle świadoma, że nie realizuję każdej myśli, którą pomyślę. Zauważam te myśli i idę dalej.
Nie chodzi też o to, że to jakaś zbrodnia zjeść kanapkę z dżemem. Raczej chodzi mi o sam fakt, że to jest kompletnie inne od tego, co jem na co dzień. Tak jakby stare, dawne przyzwyczajenia były gdzieś uśpione i czekały na to, aż uruchomią się w nas jakieś instynkty. Moim zdaniem, to jest ten moment, kiedy zaczynamy zbaczać z drogi budowania nowych nawyków. Albo wychwycimy to i przekręcimy stery albo wpadniemy w to, czasem nawet na kilka tygodni. Właśnie w takich momentach szansę na rozwój ma nasza świadomość i uważność na siebie, na swoje myśli. Czy wizja, którą mamy z tyłu głowy, jak chcemy się czuć, jak wyglądać za kilka miesięcy, jest faktycznie nasza, jest silna i czy w ogóle mamy ją ułożoną? Tutaj artykuł o stworzeniu wizji.
Świadomość i uważność na siebie może nam pomóc, by opanować odruch i wrócić na właściwe tory. To taki mini test, czy potrafimy wybrać dla siebie dobrze, mimo, że czasem oznacza to trudniej, z jakimś wysiłkiem. Na przykład mimo silnego głodu i braku jedzenia w lodówce, jednak nie kupimy w sklepie tej buły i dżemu a sięgniemy po zdrowsze warianty. To jest zależne od Ciebie w 100%.
To co, idziemy na zakupy? 😉
Cześć,
Co jest zlego w kanapce z jajkiem na twardo, a w połączenie z dobrym pełnoziarnistym chlebem i warzywem np. ogórkiem kiszonym i kielkami, to jest pełnowartościowym posilkiem? Nawet z białym pieczywem, lepiej zjeść kanapke niz kupna zdrowa przekąska czy szybki obiad na miescie (gdzie nie ma pewności co jest w środku). Oczywiście odnoszę się do domowych kanapek, na mieście nie wszystkie sa godne polecenia.
Napisałaś tak i w ogole tego nie rozumiem. ‘Czasem najzwyczajniej w świecie z braku czasu czy braku chęci jem byle co, np. kanapkę z jakimś świeżym warzywem albo jajkiem na twardo. Co przyznajmy, nie jest jakimś super wyjściem’.
Dla mnie byle co, to np. jakis fastfood czy slodycze, ktore nie wnosza do organizmu nic poza duza dawka prostych wegli i za maks godz bede glodna.
A jedzenie swoich kanapek nawet przez dluzszy czas, jest dla mnie lepsze, niż stołowanie się na miescie.
Zeby nie bylo, lubie i czasami jadam na mieście, np. falafel z humusem, czy nalesnika z warzywami 🙂
Dzięki z góry za wyjaśnienie ,
Pozdrawiam:)
Cześć Aga 🙂
dokładnie jedno zdanie wcześniej napisałam “Nie bierz proszę przykładu ze mnie, bo każdy organizm jest inny i Twoim zadaniem jest świadomie wsłuchać się w niego”.
Wszystko zależy od kontekstu. Jak najbardziej nie mam nic do kanapek, które opisałaś. Jeśli Ty czujesz się dobrze, to w porządku. Ja źle się czuję jedząc przez cały tydzień kanapki zamiast pełnowartościowego obiadu. Ciepły posiłek jest mi potrzebny. A Tobie? Napisałam też o jałowej kanapce – sam chleb i jajko. No nie – to nie jest dobry posiłek na dłuższą metę 🙂 Raz na jakiś czas – ok, wiadomo. Mam nadzieję, że teraz wyjaśniłam to lepiej. Pozdrawiam Aniu 🙂
Fantastyczny i mądry tekst.
Dziękuję i cieszę się, jeśli zainspirował Cię do jakichś pozytywnych rzeczy 🙂